Dwa miesiące później...
Dzisiaj przypomniałem sobie o Lucy. Poznałem ją dokładnie trzy miesiące temu. Nie wiem dlaczego ta data zatarła mi się w głowie. Może dlatego, że był to pierwszy Dzień Wiosny? Wszystko możliwe... Przez ten cały czas nauczyłem się funkcjonować bez myślenia o niej. Bywały takie dni, że ani razu o niej nie pomyślałem. Czasami tylko przemknęła mi jej twarzyczka przez głowę i to wszystko.
Dziś jest piękną, gorącą środa. Jutro pierwszy Dzień Lata. Nareszcie! W końcu przyjdą ciepłe dni. Na szczęście matury mam już za sobą. Jeszcze tylko trzeba poczekać na dzień wyjazdu na wakacje do Pragi. Miesiąc tylko z zespołem. Co za tym idzie? Wolność! W ten piątek jest impreza u Szymona okazji oficjalnego zakończenia roku szkolnego dla pozostałych klas. Dziś ma być imprezę z okazji rozpoczęcia kalendarzowego lata, choć i tak za tydzień będzie następna, na zakończenie roku. Ale przecież, im więcej imprez tym lepiej! Nie mogę się już doczeka. Cieszę się, że drugoklasiści zaprosili nas do siebie na imprezę. W końcu to nasz rocznik zasłynął jako najbardziej imprezowy w naszym liceum!
Ma być lasek na pęczki. Podobno ma przyjść siostra Michała. Od zawsze próbowałem ją poderwać, żeby choć przez parę dni móc obejmować jej pełne wargi, ale Michał nie pozwala mi się do niej zbliżać, tak jak Adamowi. Trochę szkoda, bo na prawdę fajna z niej laska. Jak na razie się przyjaźnimy. Może to i lepiej bo gdyby Michał dowiedział się o naszym związku to chyba by mnie zabił gołymi rękoma! Z resztą, co tu się przyjmować. W piątek będę miał wiele innych panien wokół siebie, więc nie ma się czym przejmować. Będzie co wyrywać. Nie mogę się już doczekać.
***
Rano obudził mnie głośny ryk budzika. Cicho jęknąłem i obróciłem się w jego stronę aby móc wyłączyć potwora. Kiedy tylko przestał wrzeszczeć, z ulgą westchnąłem i bezwładnie opadłem na poduszkę. Jednak po paru chwilach niechętnie się wyciągnąłem. Zastosowałem zasadę dziesięciu sekund, to znacz, że odlicza się do dziesięciu i dopiero w tedy się wstaje. Nie wiem dlaczego, ale ten jakże krótki czas okazuje się być dla mnie zbawienny.
Szybko ubrałem się i wyprofilowałem fryzurę. Następnie wrzuciłem wszystkie potrzebne rzeczy do plecaka i zbiegłem szybko schodami prosto do kuchni. Zastałem w niej mamę, która czekała na mnie z upieczona jajecznica.
- Dzień dobry- powiedziałem mamie.
- Witaj synku- odpowiedziała ciepłym głosem. – Zabieraj się szybko do jedzenia bo ci wystygnie.
- Już, już- powiedziałem chwytając za solniczkę.
Mama nie lubi jak dużo solę. Boi się, że mogę mieć udar jak dziadek. Też się tego obawiam, ale nie potrafię zjeść niczego bez odpowiedniego doprawienia tego.
- Dzisiaj jest ta impreza u Szymona, więc wrócę późno- powiedziałem przeżuwając w pospiechu jedzenie.
- Dobrze, ale żebyś był w domu najpóźniej o drugiej.
- Ma się rozumieć- rzuciłem w stronę mamy zasuwając za sobą krzesło.
Szybko założyłem buty i już miałem wychodzić, gdy usłyszałem wołanie mamy.
- A ubrania na zmianę wziąłeś? Miałeś jakieś zabrać ze sobą, aby moc się przebrać przed imprezą!
- O jej! Nie. Dzięki, że mi przypomniałaś.
Szybko zawróciłem się po nie do garderoby. Chwyciłem niebieską torbę i ruszyłem ku drzwiom.
- Cześć mamo!- krzyknąłem zamykając za sobą drzwi. Nie usłyszałem odpowiedzi od niej, ale za pewne było to coś w stylu: „Pa. Uważaj na siebie!”.
Szybko wsiadłem na motor i ruszyłem do szkoły. Nareszcie jest lato, wiec mogę bez problemu dojeżdżać do szkoły moją bestią.
W szkole wszyscy rozmawiali tylko o dzisiejszej imprezie. Dziewczynę piszczały i rozmawiały miedzy sobą o tym co która założy. Mam nadzieję, że będę to same spódniczki mini.
Przez cały dzień po szkole chodziły plotki o tym, kto ma zamiar dzisiaj zaliczyć, lub która dziewczyna jest pewnym obiektem do puszczenia się. Grzesiek ma zamiar dzisiaj wyrwać Oliwię. Próbuje z nią od pierwszej klasy, ale ona jest twarda i nie ulega jego sztuczkom. Ja na to miast chcę się dobrze bawić i wybrać te najlepszą. Będzie sama elita, więc będzie z czego wybierać.
Po dzwonku oznajmiającym koniec ostatniej lekcji, wszyscy krzyknęli z radości i ruszyli biegiem w stronę szatni. Zostały trzy godziny do imprezy. Szymon poprosił mnie i chłopaków o załatwienie napoi na które dal nam kasę. Wybrał nas, bo mamy już wszyscy po osiemnaście lat (z resztą jak większość), ale jako jedyni mamy trochę wolnego czasu po naszym dzisiejszym treningu.
Po szkole pobiegliśmy pobiegliśmy do Krzyska, gdzie siedzieliśmy do czasu wyjścia na imprezę. U Krzycha zjedliśmy, a ja się przy okazji przebrałem. Założyłem na siebie czarne spodnie dżinsowe do kolan, a do tego bluzkę z Rolling Stones. Miałem do tego również czarne conversy oraz czarną ramoneskę.
Kiedy do imprezy została godzina, wszyscy ruszyliśmy do sklepu po piwo. W budynku wzięliśmy wózek, nie tylko po to aby wsadzić tam picie, ale również dla zabawy. Od razu po wejściu z nim za braki wpakowałem się do środka, a chłopaki zaczęli mnie wozić po sklepie. Ludzie się na nas dziwnie patrzyli, ale my tak zawsze. Lubimy świrować i nie obchodzi nas, że ktoś tego nie toleruje. Gdy dojechaliśmy do stoiska z piwem, wysiadłem aby zrobić miejsce na picie. Przy kasie poprosiliśmy o trzy paczki papierosów. Sprzedawczyni sprzedała nam wszystko bez żadnego problemu, wiec uradowani zaczęliśmy nieść wszystko w stronę domu Szymona.
- Będzie zajebiście! – krzyknąłem na całą ulicę, a w moim głosie, dało się bez problemu wyczuć ekscytacje.
Biegłem przed siebie skacząc i robiąc obroty w powietrzu. Po paru zawróciłem się w stronę chłopaków.
- No, no. Zachowaj trochę energii na imprezę! – upomniał mnie Krzysiek z uśmiechem.
- Znamy się tyle czasu, a ty dalej nie nauczyłeś się, że on tak zawsze reaguje, gdy jest podekscytowany?- powiedział Michał, śmiejąc się.
- Oj wiem, wiem. Tylko to dziwnie wygląda jak prawie dorosły facet zachowuje się jak dziecko biegając i krzycząc na środku ulicy – odpowiedział Krzysiek.
- Dobra tam. Chyba wolisz mieć go- wariata, za przyjaciela, niż takiego Mateusza, co siedzie cały czas przy książkach.
- W sumie masz racje. Choć tu do mnie mój debilu!- krzyknął Krzysiek biegnąc w moja stronę.
Chwycił mnie za szyje i potargał mi włosy. Następnie wskoczył mi na barana, a ja zacząłem biegnąc z nim środkiem drogi. Mimo, że mam niedowagę, to bylem w stanie go unieść.
- Ej, chłopaki! To, że się przyjaźnicie, nie znaczy, ze musicie się zachowywać jak geje i pokazywać to publicznie!- zwrócił nam uwagę Grzesiek.
- Co masz do gejów?! – gwałtownie zaprotestowałem wypowiedzi kolegi.
- Wszystko! To, że się urodzili! To jest chore!
- To, że mają inną orientację seksualną niż ty, nie znaczy, że są gorsi! Po prostu tego nie rozumiesz. Pomyśli, że oni mogą nie rozumieć tego, jak ty możesz lizać się z dziewczyną. Tolerancji trochę!- rzucałem się agresywnie na kolegę.
- Tu nie ma co tolerować! Powinni być wykluczeni ze społeczeństwa! – Grzesiek nie dawał za wygrana.
- Człowieku! Jesteś nienormalny! To są zwykli ludzie, tacy jak ty i ja! – W tym momencie nie wytrzymałem i krzyknąłem mu to prosto w twarz. Dzieliło nas dosłownie pięć centymetrów. Gdyby nie Krzysiek i Michał za pewne doszło by miedzy nami do bójki. Bardzo często powodem moich i Grześka kłótni, są własnie nasze różniące się od siebie poglądy; ale mimo to, jeden za drogiego oddałby życie.
- Hola, hola! Opanujcie się trochę! – krzyczał do nas Michał, odciągając mnie od Grześka. Krzysiek w tym czasie trzymał go, aby się na mnie nie rzucił.
Oboje wyrwaliśmy się jednocześnie z ich ramion. Staliśmy w miejscu przez parę chwil aby ochłonąć. Głęboko oddychaliśmy i patrzyliśmy tempo jeden na drugiego. Nagle coś złamało się w naszym wzroku i rzuciliśmy się na siebie. Przytulaliśmy się mocno, klepiąc siebie wzajemni po plecach.
- Sory stary... – smutno wyrzuciłem z siebie.
- Ja tez przepraszam... – odpowiedział z bólem w glosie.
- Widzisz, teraz to my zachowujemy się jak geje.
- Kuba! Nie zaczynaj! – upomniał mnie Krzysiek.
Grzesiek odskoczył ode mnie, ale nie zaczynał kłótni.
- Masz rację. Chodźmy już lepiej- powiedział z łagodnym, lecz niewrogim uśmiechem - Która jest godzina?
- O matko! – krzyknął Michał spoglądając na zegarek.- Zaraz zacznie się impreza. Pospieszmy się lepiej, bo Szymon nas zabije!
Chwyciwszy za torby z piwem i szybko pobiegliśmy pod wskazany adres. Biegliśmy, nie zatrzymując się ani razu. Baliśmy się, że butelki zaraz się popłuczą, bo naszym krokom towarzyszyło ich radosne podrygiwanie, na skutek czego, głośno dzwoniły. Na szczęście nic im się nie stało. Już po paru minutach byliśmy na miejscu. Zdyszani stanęliśmy przed drzwiami, a Krzysiek nacisną dzwonek. Zaraz potem otworzył nam je Szymon.