sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 14.

Witam wszystkich :)


Chcialabym przeprosic was za moja dluga nieobecnosc. Niestety przez pewien czas nie mialam dostepu do internetu. Mam nadzieje, ze mi wybaczycie ;)
Kolejna rzecza, o  ktorej chcialabym wam powiedziec, jest to, ze wyladowalam w szpitalu. Mam do swojej dyspozycji jedynie laptop bez polskich znakow, wiec czytajac pare nastepnych rozdzialow bedziecie musieli poglowkowac aby poprawnie dane slowo przeczytac. Bardzo za to przepraszam i z gory dziekuje za wyrozumialosc :)

Jezeli mielibyscie jakies pytania, lub chcielibyscie dowiadowyc sie na bierzaco o nowych postach, macie tutaj nazwe mojego Twittera:  @AdamsTinyDancer

Milego czytania! :)


***

Mmm... Sobota. Jak ja kocham ten stan, gdy budze sie rano i wiem, ze nie musze sie zrywac gwaltownie z lozka aby nie spuznic sie przypadkiem do szkoly. Na szczescie powoli ten okres mojego zycia sie konczy. Jestem juz po maturze, wiec nie chodze do budy. Mam juz wakacje. Nareszcie! Teraz czekam tylko na odpowiedz z Politechniki, czy zostalem przyjety na moje wymarzone studia. Chce byc architektem. Uwielbiam rysowac. Ale wracajac do tego jakze blogiego poranka... Dzien postanowilem rozpoczac jak najlepiej. Pierwszym moim krokiem w te strone bylo nalozenie sluchawek na uczy i odplyniecie w rytm „Bad rain” Slash’a. Gdy piosenka sie skonczyla, usmiechnalem sie szeroko i delikatnie wyjalem z uczu sluchawki. Wyciagnalem sie. Powoli usiadlem na lozku, podpierajac sie od tylu rekoma aby nie pasc ani do przydu ani do tyly. Nie przewidzialem jednej rzeczy, mianoawicie tego, ze nie uchroni mnie to przed upadkiem na bok. Opadlem jak kloda na miekka poduszke. Wtulilem swoja niewyspana twarz w poszewke. Auc... Mojemu nosu wyraznie sie to nie spodobalo. Nagle zaczela mnie mocno bolec glowa. Zaczalem jeczec, majac nadzieje, ze to w czyms pomoze. Niestety, nie dalo to wiekszego efektu. Cuz... Zawsze tak sie u mnie koncza imprezy. Mimo iz nie pije, to i tak nad razem mam cos w rodzaju kaca. Moja glowa nigdy nie lubila siedzenia do puzna, wiec rano odplacala mi sie bulem nie do wytrzymania. Ja jednak mialem juz na nia swoje sposoby. Zerwalem sie zlozka dajac oczywiscie prawej nodze pierszenstwo. Przeszedlem przez swoj pokuj lapiac za bluze lezaca na krzesle i wyszedlem na korytaz. Nagle dobiegl mnie glos pana prowadzacego audycje w radio oznajmujac wszystkim, ze wlasnie minela trzynasta. „O matko! Jak puzno!” pomyslalem. Pocieszyla mnie jednak mysl, ze jestem juz prawie studenem, a on sie niczym nie przejmuje. No moze jedynie sesja i innymi bzdurami. Zbieglem szybko po schodach na dol, do kuchni. Nie chcialem sobie nawet wyobrazac jak okropnie wygladalem. Oklapniete wlosy, podkrazone oczy. Tak, na pewno to musial byc co najmniej komiczny widok. W tym przekonaniu utwierdzila mnie reakcja mamy na moj widok. Usmiechnela sie szeroko gdy wchodzilem do kuchni i mlasnela z zadowolenia.
- Cudnie wygladasz-zasmiala sie, prubujac objac mnie ramieniem na wysokosci moich barkow. Jak zwykle jej sie to nie udalo. Jednak te czterdziesci centymentrow roznicy miedzy nami robi swoje. Postanowilem przejac inicjtywe i to ja przytulilem ja mocno do swojej piersi, tak, ze pochwili usluszalem jej jeczenie.- Kubus, ja wiem, ze ty chcesz mnie sie jak najszybcie pozbyc, ale daj mi przynajmniej zjesc sniadanie przed smiercia- puscilem ja, pozwalajac jej sie ode mnie uwolnic, po czym zasmialem sie. Uzyty przez mame argument byl zabawny. Spojrzalem na nia. Stala przede mna niska, szczupla kobieta, okolo piecdziesiatki. Jej drobna twarz byla czerwona od mojego ucisku.
- No i co sie tak gapisz olbrzymie, hm?- spytala zaczepnie, kladac sobie rece na biodrach, robiac przy tym mine naburmuszonej pieciolatki.
- Nie, nic- powiedzialem, po czym ruszylem w strone szafki z lekami, aby zabic ten cholerny bol glowy.
Siegnalem po kartonowy prostakat, a raczej graniastoslup prawidlowy, prostokatny jakby to powiedzial moj nauczyciel on matematyki. Nie nawidzilem goscia. Wycisnalem delikatnie biala tabletke po czym wrzucilem ja sobie do gardla, aby ja polknac. Odchylilem gwaltownie glowe do tylu i juz po chwili czulem jak spywa mi ona w przelyku. Gdy bylo juz po wszystkim, poczulem na sobie wzrok mamy. Patrzyla na mnie z niezadowoleniem. Spojrzalem na nia pytajaco.
- Ile razy mowilam ci abys popijal tabletki?- wymruczala.
- Oj mamo... Przeciez lykam je tak od zawsze i jeszcze zyje.
- Jeszcze... A tak w ogole, to jak puzno wrociles, ze musisz je brac?
- Nie pamietam... Chyba okolo czwartej- odpowiedzialem wyjmujac mleko z lodowki.
- Mhm... A w ogole, to jak bylo?-  spytala z zaciekawieniem, gdy akurat robilem pierwszy lyk.
- Fajnie, lecz interesujaca byloby lepszym okresleniem- to powiedziawszy wytarlem usta rekawem. Mama widzac to, pokrecila z niesmakiem glowa.
- A co u Krzyska? – zadala kolejne pytanie. Tylko co mialem jej odpowiedziec, ze jest homoseksualista? Nie moglem, obiecalem.
- Raczej nic. Tylko znowu zapomnial zrobic sobie zastrzyk- slyszac to, mama posmutniala. Byl on dla niej jak drugi syn. Znamy sie z nim od prawie siedemnastu lat. Wiele razy nocowal u nas, jadl z nami obiad. On i jego rodzice byli dla nas jak rodzina.
- Ehh... Lena mowila, ze ostatnio, co raz czesciej mu sie to zdarza- mruknela smetnie.- Ale dales mu zastrzyk w pore, prawda- powiedziala, tym razem o wiele bardzoej energicznie.
- Oczywiscie- moja odpowiedzi wyraznie ja uspokoila bo odetchnela z ulga.- Mamo... Jest cos do zjedzenia?
- Tak. Kupilam te twoje ulubione platki- powiedziala mama wskazujac palcem jedna z szafek.
 Ucieszylem sie ogromnie i szybko po nie siegnalem. Wsypalem je do miski i zalalem mlekiem, po czym szybko zabralm sie za jedzenie ich. Po pierwszym kesie zamruczalem z radosci i przymruzylem oczy na znak, ze mi smakuje. Mama zasmiala sie i powiedziala:
- Ty to jednak jestes tanie dziecko do utrzymania- to powiedziawszy poczochrala mnie po mojej nie uczesanej fryzuze. Przytaknalem jej mruknieciem. zaraz po tym, przypomnialem sobie, ze mam numer do Lucy.
- Jest tutaj moj telefon?- spytalem, przezuwajac kolejny kes platek.
- Chyba zostawiles go na kredesie. Mhm! Jest!- powiedziala mama podajac mi go.
Szybko napisalem sms’a do Lucy. „Siema. Co tam?” wpisalem te standardowe pytanie. Nie chcialem pisac „piekna”, czy cos w tym stylu, bo wiedzialem, ze tego nie lubi.
Juz po chwili dostalem odpowiedz.
- Jaki kac pulsuje w glowie!
- Odbylas wczoraj ostry balet- odpisalem jej szybko, dobrze wiedzac w co sie ze mna bawi.
- Tylko, zadna panietka nie lezy obok mnie...- haha! To mnie rozwalilo! Nie spodziewalem sie takiej zmiany.
- No, no. Widze, ze polskiego rocka tez sluchasz- pochwalilem ja.
- Tylko tych dobrych zespolow. Ira jest jednym z nich- „w koncu ktos, kto ich slucha” ucieszylem sie i czytalem dalej.- A co u pana?
- Oj bez panow poprosze. Az tak stary to ja nie jestem! U mnie zamiast kaca, zmeczenie uderza do glowy.- zasmialem sie na mysl o mojej odpowiedzi.
- Z kim taki piszesz, ze jest ci tak wesolo-  zapytala mama.
- Z kolezanka- ucialem.
- Z Aneta?- pytala, nie dawajac za wygrana.
- Mowilem ci wiele razy, ze nie utrzymuje z nia kontaktu, wiec po co pytasz?
- Po prostu. Jednak nadal nie znam powodu, dlaczego nie jestescie juz razem. Ile to bylo? Dwa lata?- zastanawiala sie.
- Troche ponad.- nasza rozmowe przerwal dzwiek przychodzacego smsa. Byl on oczywiscie od Lucy.
- O tak? Ile ty masz dokladnie lat?- znow sie zasmialem. Zazwyczaj, wszyscy po samamym moim wygladzie trafiali w odpowiednia liczbe.
- Za miesiec bede mial dziewietnascie. A ty?- wlasnie! Ile ona mogla miec lat?
- Nie wygladasz. Ja mam szesnascie- cos takiego! Dobrze obstawialem.
- A wiec konczysz teraz pierwsza klase, tak?- glupie pytanie! Przeciez to oczywiste.
- Nie. Droga. Poszlam o rok wczesniej do szkoly.
- Rozumiem... Tak w ogole, to mialabys czas aby spotkac sie w tym tygodniu? Idziesz moze na te impreze na zakonczenie roku do Agnieszki?- glupie pytanie numer dwa. Ciekawe do ilu dobije.
- Tak. Niech zgadne, ty tez tam bedziesz?
- Oczywiscie. Moze bysmy sie jeszcze gdzies spotkali przed impreza?- Zaproponowalem.
Mialem nadzieje, ze bede mial okazje spotkac ja jak najszybciej, to tez z niecierpliwoscia czekalem na jej odpowiedz. Po chwili na ekranie mojego telefonu pojawila sie ikonka, oznajmujaca przyjscie nowej wiadomosci. Gwaltownym ruchem chwycilem komorke do reki, po czym otworzylem sms’a.
- Hmm... W sumie, to mam czas w srode, po lekcjach. A z reszta i tak zaraz sie spotykamy, wiec, co ci tak zalezy, hm?
Po przeczytaniu tego, trafilo do mnie, ze dziewczyna jest zadziorna. Lubie takie. Mlasnalem z satysfakcja, po czym wstalem, robiac ostatniego kryza kanapki. Szybko zasunalem za soba krzeslo i posprzatalem po posilku. Wartkim ruchem ruszylem ku schodom. Kierowalem sie w strone mojego pokoju, aby sie ubrac i ogarnac. Gdy bylem juz w sypialni, odpisalem dla Lucy.
- Zalezy mi, bo kazde spotkanie z Toba to czysta przyjemnosc. Tak wiec, moglbym wpasc po Ciebie po lekcjach w srode. Co Ty na to?
- No dobrze. Ucze sie w tym samym liceum co Aga, wiec sadze, ze trafisz bez problemu- po przeczytaniu tego, krzyknalem z radosci, szeroko sie usmiechajac.- Lekcje koncze o 14:00.
- Trafie bez problemu. Bede czekal na ciebie pod szkola - wystukalem nerwowo w telefon.
- Dobrze, czyli jestesmy umowieni. Do zobaczenia- odpowiedziala Lucy. Mialem nadzieje, ze nie robi tego tylko po to bym sie od niej odczepil.
- Do zobaczenia, piekna.
Nawet nie wyobrazacie sobie, jak sie w tedy cieszylem. Skakalem po pokoju jak male dziecko. W tedy naszla mnie mysl: czy ja sie zakochalem?... To chyba nie mozliwe. Przeciez Aneta zostawila po sobie zbyt duza rane na moim sercu. Lecz, czy to znaczy, ze nie moge pokochac kogos po raz kolejny? Najgorsze, ze wiaze sie z tym niesamowita odpowiedzialnosc. Chyba na prawde chcialbym zeby z mojej i Lucy znajomosci cos wyszlo. Aneta moze sie lizac z tym swoim chlopaczkiem; mnie to juz nie obchodzi. Teraz liczy sie tylko Lucy. A Co jezeli nadal bede podrywal inne i zostawie ja dla pierwszej lepszej? Nie! Koniec z pomiataniem dziewczynami. Musze miec Lucy, musze!
- Omowilem sie z Lucy na srode!- napisalem uradowany do Krzyska. Chyba jeszcze odsypial wczorajsza ipreze bo dlugo nie odpisywal.

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 13.

- Tak?
- Tylko obiecaj, że nikomu, ale to nikomu nie powiesz!
- Obiecuje- przysięgam. Czułem, że to będzie coś ważnego.- A więc?
Krzysiek nabrał głęboko powietrza, po czym spuścił wzrok na ziemie. Chyba nie chciał widzieć mojej reakcji.
-Jakubie...
- No mów- zachęciłem go uśmiechając się, choć i tak wiedziałem, że tego nie widzi.
- Ja... Ja jestem gejem- po tych słowach znowu wybuchnął płaczem.
Ta wiadomość sprawiła, że zabrakło mi słów. Nie wiedziałem co mam powiedzieć. Nie spodziewałem się, że usłyszę taką rzecz. Krzysiek gejem?! Przecież on miał parę razy dziewczynę. Raz nawet chodził z najlepszą laską w szkole! Nie mogłem w to uwierzyć.
Spojrzałem na niego. Siedział z podkulonymi do brody kolanami i zalewał się łzami. Wiedziałem, że mogę go tu tak zostawić.
- Stary... Będzie dobrze- powiedziałem, choć sam chyba nie wierzyłem w wypowiadane przez siebie słowa.
- Właśnie, że nie będzie! Nie dość, że jestem chory, to jeszcze jestem gejem!
- Ale to nie jest koniec świata! Ludzie są tolerancyjni i cię zaakceptują.
- Ale... Ale ja nie chce być gejem, bo wiem, że przez mój związek z innym facetem będę wyśmiewany.
- Nie będziesz. Nie pozwolę na to!... Słuchaj, ja nikomu nie powiem, choć nie wiem czego się wstydzić. Nikt normalny nie zmieni do ciebie nastawienia po tej informacji.
- Ale ja się tak cholernie boję- po tych słowach wstał i złapał się za głowę- Dlaczego ja?! Co ja takiego zrobiłem?!- krzyczał skulając się. Wstałem i podszedłem do niego. Położyłem mu rękę na ramieniu.
- Stary, niczym nie zawiniłeś, po prostu, ktoś tam na gorze, wiedział, że jesteś na tyle silnym człowiekiem, że sobie z tym wszystkim poradzisz- próbowałem go pocieszyć.
- Ale ja nie jestem silny. Znasz mnie jak nikt i wiesz, ze mam słabą psychikę...
- Wiem... Ale znam cie na tyle dobrze, że wiem, że mimo tych wszystkich przeciwności, ty i tak idziesz dalej i robisz swoje, więc... więc teraz też tak będzie- powiedziałem uśmiechając się do niego.- A teraz, zachowaj się jak mężczyzna i przestań ryczeć bo żaden cie nie zechce. No! Dalej! Otrzyj łzy i idziemy dalej- zachęciłem go, pociągając za rękaw kurtki.
W tym momencie Krzysiek przetarł oczy i zrobił coś, czego się nie spodziewałem. Rzucił się mi na szyję i zaczął namiętnie całować. Nie wyrywałem się, bo bylem zbyt zaskoczony zaistniała sytuacja, tak, że nie mogłem racjonalnie myśleć. Jego warki delikatnie, lecz z zaufaniem obejmowały szybkimi ruchami moje; przez chwilę czułem jego język na mojej górnej wardze; jego dłonie trzymały się mocno moich policzków; jego biodra stykały się z moimi tworząc jedność; jego stopy stanęły na palcach, aby twarz mogła dosięgnąć do mojej. Po chwili oderwał się ode mnie, lecz dłonie pozostawił nie ruszone. Oddychał ciężko, spoglądając na mnie swoimi przestraszonymi oczami. Nie wiedziałem co miałem robić. Nie bylem gejem, więc nic do niego nie czułem. Było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Nie miałem zamiaru opieprzać go za to co przed chwila zrobił, bo... bo nie wiedziałem, jak  miałbym to uargumentować. Przecież jeszcze dzisiaj- to znaczy wczoraj, przed impreza-  kłóciłem się z Grześkiem o to, że geje są tacy jak my.
- Ja przepraszam. Ja nie... nie... – mówił urywanymi zdaniami, szybko, jakby bał się, ze może nie starczyć mu czasu na wypowiedzenie kolejnych.- Kuba, ja cie kocham, -zatkało mnie- ale nie jak chłopaka, ale jak brata- w duchu odetchnąłem z ulgą. Nie mógłbym znieść tego, że mój najlepszy przyjaciel jest nieszczęśliwie zakochany i to jeszcze we mnie!- Ja chciałem tylko zobaczyć jak to jest. Upewnić się. Nie martw się, nie będę za tobą latać. Mam kogoś. Kiedyś go ci przedstawię. Ja przepraszam, nie chciałem. Kuba, wybacz mi. Nie odwracaj się ode mnie. Mam tylko ciebie. Kuba, proszę!- Krzysiek wyrzucał z siebie słowa jak karabin maszynowy naboje.
 Zacząłem go uspokajać. Przytuliłem go mocno do siebie. W tym samym momencie zaczął płakać. Próbował mówić coś przez łzy, jednak nie zbyt mu to wychodziło, przynajmniej nie na tyle, żebym mógł coś zrozumieć. Zacząłem głaskać go po głowie, tak jak to robiłem, gdy płakała mama za Nim. Po jakimś czasie łkanie ucichło. Rozluźniłem uścisk pozwalając Krzyśkowi ode mnie odejść.
- Kuba, ja wiem, że ty na pewno głupio się czujesz przytulając mnie. Faceci się przecież nie przytulają- powiedział cicho.
- Ależ nic się nie stało. Krzysiek, jesteś moim kumplem i nigdy nie będę się wstydzić tego, że cie przytulam czy tego, że jesteś gejem- pocieszyłem go.
- Ale innych nie przytulasz- słusznie zauważył.
- No nie... ale ciebie znam od dziecka, więc... Robimy to na legalu- zaśmiałem się. On też się uśmiechnął po czym powiedział:
- Dziękuję.
- Nie ma sprawy. No to jak? Idziesz do domu czy będziesz u mnie nocował?- zaproponowałem.
- Wiesz, dzięki, ale dzisiaj dużo się działo i będę spać u siebie- odparł.
- Spoko. To teraz choć, odprowadzę cię.- Ruszyliśmy w stronę domu Krzyska. Mieszkał na tej samej ulicy co ja, więc nie musieliśmy zmieniać trasy.
Całą drogę szliśmy w ciszy. Gdy doszliśmy już pod dom przyjaciela, wymieniliśmy się tylko słowem „Cześć”, po czym się pożegnaliśmy. W domu bylem już po niecałych trzech minutach. Wyciągnąłem z kieszeni ramoneski klucze i włożyłem je do zamka. Przekręciłem je, a następnie nacisnąłem klamkę aby wejść do środka. Żadne światło się nie paliło, co wnioskowało na to, że mama spała. Przeszedłem po cichu do garderoby. Tam nacisnąłem włącznik światła. Błysk żarówki ostro poraził mnie po oczach. Gdy moje oczy przyzwyczaiły się już do panującego światła, byłem w stanie podejść do szafy. Zdjąłem z siebie kurtkę i buty. Za nim poszedłem do siebie do pokoju, zaszedłem jeszcze do kuchni aby się czegoś napić. Po opróżnieniu do końca szklanki ruszyłem w stronę mojego łóżka. Szybko zrzuciłem z siebie wszystkie ubrania, a następnie włożyłem jakieś bokserki. Półnagi położyłem się do łózka. Nie umyłem się przed snem bo bylem zbyt zmęczony. Za nim zasnąłem, zdążyłem jeszcze przywołać wszystkie wydarzenia z dzisiejszego dnia, a już po chwili odleciałem w błogi sen.

sobota, 8 czerwca 2013

Rozdział 14.

Jeszcze przez chwilę stałem w miejscu i wpatrywałem się ślepo w drzwi, za którymi znikła przed chwilą Lucy. Zastanawiałem się, kiedy się następnym razem spotkamy. Miałem nadzieję, że będzie chciała się ze mną umówić. Z tych rozmyślań wyrwał mnie głos Krzyska, na znak którego spojrzałem w stronę przyjaciela.
- Wpadłeś- oznajmił.
- Nie, po prostu mi się podoba- próbowałem się wykręcić, jednak po jego oczach było widać, że wie, że kłamię.
- Jasne... To tylko kolejna zdobycz- powiedział drwiąco.
- No tak!- zaatakowałem i ruszyłem w stronę mojego domu. Zaraz po tym z miejsca ruszył Krzysiek, który już po chwili mnie dogonił
- Nie żartuj. Za długo cię znam, żeby nie zauważyć, że się zakochałeś.
- Ehh... Nawet jeśli, to ona i tak na pewno ma kogoś, a jak nie, to nie jestem w jej typie.
- Jak chcesz, mogę się spytać Agi, czy ma chłopaka- zaoferował Krzysiek.
- Nie, dzięki. Nie chcę żeby się dowiedziała, że mi na niej zależny- mówiłem śledząc oczami regularne ruchy moich nóg.
- Jak chcesz. Pamiętaj, że jestem do usług.
- Dzięki. Nie zapomnę- odpowiedziałem ciepło.
Szyliśmy powoli. Krzysiek co jakiś czas kopał kamienie które mijał. Ja nie odrywałem wzroku od ziemi. Głęboko wdychałem chłodne powietrze. Próbowałem w myślach przywołać wizerunek Lucy. Już po chwili stała przede mną śliczna blondyna i przyglądał mi się uważnie swoimi błękitnymi oczkami. Po chwili zorientowałem się, że cisza miedzy mną, a Krzyśkiem trwa dosyć długo, więc postanowiłem ją przerwać.
- Jak się czujesz?- spytałem.
- Co masz na myśli?
- No wiesz, te akcje na imprezie. Twoje zasłabniecie, jeżeli można to tak nazwać.
- Zamknij się! Ile razy mam ci powtarzać, abyś nie poruszał tego tematu?!- Krzysiek zaczął się na mnie wydzierać, a ja wiedziałem, że źle zrobiłem zaczynając tę rozmowę.
- Stary, wyluzuj...- próbowałem go uspokoić.
- Jasne! Bo ciebie to nie obchodzi! Nie wiesz jak to jest, jak ludzie patrzą na ciebie jak na jakiegoś odmieńca, tylko ze względu na twoją chorobę. Nie wiesz jak to jest być uważanym za kalekę!...- oczy przyjaciela zaczęły robić się szklane.
- Przepraszam... –starałem się mu przerwać, jednak na marne.
- To tak jakbym to ja zaczął temat o Nim! Byłoby ci miło, hm?!- tego było już za wiele. Nie wytrzymałem
- Przestań!- tym razem to ja krzyczałem.- To, że ja się zapomniałem, nie znaczy, że zaraz masz mi dopiekać i to na tle tego co najbardziej boli! Mimo, że minęło już tyle czasu, to ja nadal nie mogę się pozbierać, a ty dobrze o tym wiesz!
- Wiem! Ale ty tez wiesz o mojej chorobie! Wystarczy mi, że pozwoliłeś tej lasce być w tedy tam i żeby widziała to wszystko, a teraz jeszcze zaczynasz ten temat!- po tych słowach odetchnienia ciężko, odwrócił się do mnie tyłem i osiadł na ciepłym asfalcie.
 Nie wiedziałem co mam robić. Z jednej strony, miałem żal do niego, że zaczął temat o Nim, a z drugiej, nie mogłem znieść widoku smutnego Krzyśka. W końcu postanowiłem do niego podejść i go przeprosić. Przecież to mój przyjaciel.
- Krzysiek, na prawdę jest mi przykro. Przepraszam...- to powiedziawszy usiadłem naprzeciwko niego. Słyszałem jak płakał. Pierwszy raz od paru lat widziałem go w taki stanie. Ostatni raz rozkleił się przede mną gdy zdechła jego rybka.
- Spoko... Ja też przepraszam- mówił przez łzy.
- Nie masz za co. Przecież to ja zacząłem.
Krzysiek pociągnął nosem, po czym spojrzał mi głęboko w oczy. Były bardzo smutne. Nagle z jego ust wydobyły się następujące słowa:
- Kuba, muszę ci coś powiedzieć...

piątek, 31 maja 2013

Rozdział 11.

- Krzychu! Stary, gdzie jesteś?!- wydzierałem się na cały dom, przeszukując każdy zakamarek.
Nagle zauważyłem smukłą, bladą postać w kącie sypialni rodziców Szymona. Od razu poznałem, że to mój przyjaciel. Szybko do niego podbiegłem. Był prawie nieprzytomny.
- Stary, obudź się!- krzyknąłem mu prosto w twarz, potrząsając jego ramionami.
- Kurwa... –cicho wyjęczał.- Spada, kurwa spada mi...
- Zajebiście! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie brał bez mojej obecności, a najlepiej w ogóle?!- zaczynałem tracić z nim kontakt.
Sprawdziłem puls, był slaby, ale stabilny. Uklęknąłem przed nim i zacząłem szukać po kieszeniach bardzo ważnej rzeczy.
- Co się dzieje?- spytała Lucy, stojąc w drzwiach ze zdziwioną miną. Zapewne zaskoczyła ja moja poza. O tak, nachylony chłopak nad swoim kumplem. Musiało to wyglądać dwuznacznie.
- Nie, nic.. Proszę wyjdź- odpowiedziałem jej drżącym głosem.
- Nie wyjdę! Co się mu stało?
- Nic. Lucy, nic!- dziewczyna jednak nie odeszła i podeszła do nas bliżej. Wiedziałem, że z nią nie ma co się kłócić, bo ona i tak nie ustąpi, więc znowu zacząłem obmacywać Krzyska.
- Co mu jest? Czego szukasz?- nie odpowiedziałem. Bylem zbyt zajęty ratowaniem przyjaciela. Po chwili natrafiłem na podłużną rzecz w kieszeni jego marynarki. Wyciągnąłem szybko urządzenie do podawania insuliny, po czym podciągnąłem mu bluzkę. Sprawnym ruchem dałem kumplowi zastrzyk w podbrzusze.
Już po chwili odetchnąłem z ulga i spojrzałem na Krzyśka. Nadal był blady, balem się, że zrobiłem coś nie tak.
- Stary, jak się czujesz?- spytałem go, klepiąc po ramieniu.
- Lepiej... Dzięki- wydukał cicho, uśmiechając się. Po chwili otworzył oczy i zauważył chyba stającą za mną Lucy, bo wytrzeszczył oczy i próbował stanca, jednak nic z tego nie wyszło i osunął się na podłogę.- C-co ona tutaj robi? Kuba, ona to wszystko widziała? Ona wie? J-ja... Tylko ty wiesz... Co jeśli ona wszystkim powie? Kuba?- pytał zdezorientowany chłopak. Widziałem jak powoli w jego oczach zbierają się łzy.
- Ona nikomu nic nie powie. Zobaczysz, nikt się nie dowie- zacząłem go pocieszać.
- Jestem Lucy- przedstawiła się dziewczyna.- Słuchaj, nikomu nie powiem, że masz cuk...
- Nie wypowiadaj tego słowa!- Krzysiek przerwał jej głośnym krzykiem. Spojrzałem na blondynę. Widać było, że ją przestraszył.
- Ja przepraszam... Nie chciałam. Na prawdę... –zaczęła się tłumaczyć.
- On ci nie ma tego za źle. Po prostu zbyt gwałtownie zareagował, prawda?- ostatnie zdanie skierowałem bardziej do przyjaciela niż do niej.
- Tak...- odpowiedział niechętnie Krzysiek.- Ale masz obiecać, ze nikomu nie powiesz, jasne?
- Obiecuje.
- No dobra... A teraz pomóżcie mi wstać!
Gwałtownie nachyliliśmy się nad Krzyśkiem, chwytając go pod ręce. Już po chwili, dał radę w miarę normalnie chodzić. Uzgodniliśmy, że jeżeli reszta będzie się tego czepiać, odpowiemy, że po prostu za dużo wypił.
Nagle do pokoju wpadł uśmiechnięty od ucha do ucha Michał. Chyba już nie pamiętał mojej gwałtownej reakcji, podczas naszej ostatniej rozmowy.
- Lucy, znalazłaś Age?- spytał chłopak.
- Tak. Powinna zaraz zejść z piętra z Szymonem- odpowiedziała dziewczyna. W tym samym momencie rozległy się dźwięki przyjaźnie skrzypiących  schodów. O wilku mowa! Była to siostra Michała, z –najwyraźniej- nowym chłopakiem. Szli uśmiechnięci trzymając się za ręce.
- Ej! Co wy tam robicie?- krzyknął nagle gospodarz, zauważając nas w sypialni jego rodziców.
- Nic. Krzysiek po prostu przesadził z alkoholem i zasnął tutaj na podłodze. Nie martw się, nic nie zniszczył ani nie obrzygał- zapewniłem zaczerwienionego już gospodarza.
- No dobra... Ale żeby mi to było ostatni raz!
- Spoko stary- powiedział Krzysiek wychodząc z pokoju. Zaraz za nim ruszyłem ja z Lucy, a następnie Michał.
- Gdzie Grzesiek?- spytałem po chwili.
- Wyszedł jakąś godzinę temu. Nie mówił dlaczego- odpowiedziała Aga.
- Jeszcze ktoś oprócz nas jest?- zadałem kolejny pytanie.
- Raczej nie. Chyba, że leżą w którejś z sypialni- zaśmiał się Szymon.
- To my się chyba będziemy już zbierać, prawda Lucy?- zapytała ją Aga.
- No, w sumie, to już późno- odpowiedziała blondyna.
- A o bracie to już się nie pamięta?!- wtrącił się Michał robiąc minę naburmuszonego dziecka.
- Zgadłeś braciszku. Ty się nie liczysz- odpowiedziała śmiejąc się Agnieszka, po czym poczochrała brata po włosach.
- To my też będziemy się już zwijać- odpowiedziałem przy okazji za Krzyśka.
Już po chwili wszyscy staliśmy w drzwiach i żegnaliśmy się z Szymonem.
- Dzięki stary za zajebistą imprezę!- podziękował Michał przybijając mu piątkę.
- Spoko. Polecam się na przyszłość- odpowiedział z uśmiechem na twarzy.
Po tych słowach wyszliśmy wszyscy z domu, tylko Aga zawróciła się jeszcze do Szymona i obdarowała go pocałunkiem. Na ten widok Michał pokręcił głową. Nie mógł się pogodzić, że jego młodsza siostra dorasta. Cóż... będzie musiał się do tego przyzwyczaić.
Szliśmy powoli ulicami osiedla. Mijaliśmy domy, które oświetlały przydrożne latarnie. Nie było całkowicie cicho, gdyż, co chwila dało się słyszeć odgłosy świerszczy. Piękna noc. Rozmawialiśmy głownie o studiach i to na jaki kierunek kto chce iść. Lucy zastanawia się nad wyjazdem do Stanów, aby studiować amerykanistykę i psychologie.
Na początku odprowadziliśmy trzy dziewczynki. Tak wiem, przecież dwie, bo był z nimi Michał, nie martwcie się, wiem co mowie. Po prostu często wołamy go Zośka z powodu jego dziewczęcej urody długich włosów. Pomysł na to wziął się w drugiej klasie gimnazjum przy omawianiu „Kamieni na Szaniec”.
- No to do zobaczenia- pożegnała się z nami Aga.
- Pa chłopaki- powiedział Michał, po czym przybił z nami piętkę.
Lucy powiedziała tylko ciche cześć, lecz na tyle głośne, że prawie nieprzytomny Krzysiek je usłyszał i powiedział:
- Pamiętaj...
- Pamiętam i obiecuję, że dotrzymam słowa- powiedziała dziewczyna.
-  Mam nadzieje.- uśmiechną się do niej blado.
Po tych słowach, cala trójka ruszyła ku drzwiom domu Michała. Chwilę po tym, jak znaleźli się w środku, wybiegła do nas Lucy.
- Zapomniałam ci coś oddać- powiedziała zdejmując z siebie moją ramoneskę.
- A, spoko. Dzięki.
- To ja dziękuje- odpowiedziała ciepło Lucy- Cześć chłopaki!- rzuciła i pobiegła w stronę domu. W drzwiach czekała na nią Aga.

wtorek, 14 maja 2013

Rozdział. 10


Odwracając sięzdążyłem zauważyć spojrzenie Grześka. Było w nim pełno zazdrości. Przez cały czas wpatrywał się w Lucy jak w obrazek. Tak... Jest zdecydowanie w jego typie. Ale ona jest moja! Chwyciłem ją szybko za rękę, w której trzymała papieros i razem wyszliśmy na dwór. Byli tam praktycznie sami palacze, lecz kręciło się tez parę tańczących par.
- A wiec... Powiedz mi coś o sobie- poprosiłem grzecznie.
- Co mam mówić?
- Cokolwiek
- A wiec... – zaczęła- jak zdążyłeś już zauważyć- palę i piję. Te pierwsze robię nałogowo. A ty?
- Nigdy nie próbowałem obu tych rzeczy- po tej odpowiedzi Lucy spojrzała na mnie zaskoczona. Nie zdziwiło mnie to. Nie jest pierwsza osoba, która tak na to reaguje.
- Szacun. Może teraz chcesz spróbować?
- Nie, dziękuje.
- Ze mną nie zapalisz? – Spytała robiąc maślane oczka. Mimo tego, nie zgodziłem sięOdpuściła.
- A czy teraz podasz mi swój numer telefonu? – Skorzystałem z okazji. Nie mogłem pozwolić, aby do kolejnego spotkania doszło za trzy miesiące.
- Dobrze. Przecież obiecałamodpowiedziała z bladym uśmiechem. Wyjąłem komórkę, a ona podyktowała mi kolejno wszystkie cyfry. Puściłem jej sygnał, aby ona miała mój numer.
DziękujęMoże teraz będziemy się częściej spotykać, a nie co parę miesięcy.
- Kto wie.
Ślicznie dziś wyglądasz- po tych słowach, przysunąłem się do niej. Siedziała na barierce od balustrady tarasowej.
Dziękujęodpowiedziała, ale bez przekonania, tak jakby to było z grzeczności.
- Masz bardzo ładne, duże oczy. Na pewno nie możesz odpędzić się od facetów- powiedziałem odgarniając jej włosy z czoła i nachyliłem się nad nią jeszcze bliżej, a ona pisnęła, jakby przestraszona.

- Od ciebie, owszem- powiedziała i odsunęła się do tylu.
Zamknąłem oczy i ściągnąłem warki w prawy, dolny róg. Zawsze tak robię gdy coś mi się nie uda. Po chwili znowu podniosłem wzrok na Lucy. Patrzyła na mnie inaczej niż przedtem. Tym razem, w jej oczach zamiast radości z bycia na imprezie, pojawiła się pogarda. Chyba za daleko jak dla niej się posunąłem. Muszę przystopować, aby ją zdobyć, a tego przecież tak bardzo pragnę.
-  Przepraszam- powiedziałem. Dziewczyny, lubią jak faceci okazują skruchę. Ja jednak tylko gram.
- Jest za co- odpowiedziała sucho.
- Co robisz w następną sobotę? – spytałem, aby zmienić temat.
Będę odsypiać kolejną imprezę.
- Też idziesz do Bartka na tą z okazji zakończenia roku? – Spytałem zadowolony.
- Owszem- odpowiedziała. Strasznie się ucieszyłem, że będę miał szanse ją znowu zobaczyć.
- No to się spotkamy- powiedziałem.
- Na to wygląda.
No i kolejny temat się skończył. Usiadłem obok niej na balustradzie i wpatrywałem się w niebo. Nagle z głośników poleciała piosenka Guns N’ Roses- „Don’t cry”. Rozpoznałem ją po pierwszej nucie. Spojrzałem na Lucy. Było widać, że ona też wie co leci.
- Uwielbiam tę piosenkępowiedziała cicho.
- Ja również. Jedna z ich lepszych piosenek.
- Tutaj muszę się z tobą zgodzić- powiedziała i zaczęła nucić po cichu słowa piosenki.
- Ładnie śpiewasz. Głośniejpróbowałem ją zachęcić, bo jej głos był na prawdę śliczny. Pomyślałem, że jeżeli będę miał okazję usłyszeć inne piosenki w jej wykonaniu, które będą równie genialne, to zaproponuję jej przystąpienie do naszego zespołu.
- Nie... Wiem, ze mam okropny głos.
- Nie prawda. Zaśpiewajmy to razem- po tych słowach zacząłem śpiewać. Tekst tej piosenki znałem na pamięć, z resztą jak się później okazało, Lucy również. Gdy skończyliśmy powiedziałem:
- Widzisz?! Było genialnie.
- Heh... Dziękuję, ale ja nigdy nie śpiewam tak przy ludziach...
NiesłusznieTwój głos jest genialny i ludzie powinni go usłyszeć!
Nic nie odpowiedziała. Po prostu siedziała cicho, spoglądając na mnie swoimi pięknymi oczkami.
- Wiesz co to Illusion Trylogy? – spytałemchoć wiedziałem jaka będzie odpowiedz.
Oczywiście! Jeżeli chodzi o Guns'ów, to niczym mnie nie zaskoczysz. Wiem o nich wszystko- powiedziała z dumą w głosie.
- Tak zwana psychofanka, hm?-zapytałem z uśmiechem.
Oczywiście- zaśmiała się.
Nagle zapadła cisza. Skończył się temat na rozmowę. W tle dało się słyszeć piosenki starych zespołów  O ile się nie myliłem, leciała właśnie piosenka Rolling Stones „Angie”. Spojrzałem ukradkiem na Lukrecję. Drżała z zimna. Zsunąłem z siebie ramoneskę i nakryłem nią dziewczynę.
- Czemu nie powiedziałaś, że jest Ci zimno? – spytałem z oburzeniem.
- Bo nie było... Nie jest... Ale dziękuję- odpowiedziała uśmiechając się lekko pod nosem.
Widziałem, że o czymś myśliPopadała w lekką melancholię. Nie wiedziałem tylko dlaczego. Nie miałem zamiaru o to pytać, bo wiedziałem, że nie będzie chciała o tym rozmawiać.
Nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu. Gwałtownie odwróciłem się, na skutek czego mało co nie spadłem z balustrady. To Michał podszedł mnie od tylu. Skubany! Zawalu kiedyś przez niego dostane.
- Co tam? Jak tam?- spytał się wesoło. Był chyba na haju.
- Spoko. A u ciebie, stary?- zapytałem.
- Dobrze. Impreza udana. Ludzie się już powoli rozchodzą, ja też będę się zbierać... Przyszedłem się zapytać Lukrecję, czy dzisiaj u nas nocujesz- to powiedziawszy skierował wzrok na blondynę.
- Lucy, poproszę- szybko poprawiła chłopaka.- Tak, umawiałam  się na to z Agą. A właśnie, gdzie ona jest?
- Nie mam pojęciaodpowiedział kumpel siadając obok mnie.
- W takim razie pójdę jej poszukać- po tych słowach Lucy zgrabnie zeskoczyła z balustrady i ruszyła w głąb domu. Naturalnie odprowadziłem ja wzrokiem. Nagle Michał szturchnął mnie w bok łokciem.
- Co, podoba ci się?
- Nie wiem... Ładna jest i tyle.
- Tsa... Szkoda, że przyjaciółka mojej siostry. Wiesz, nie wypada mi zbytnio się za nią zabierać- po tych słowach spojrzał na mnie takim dziwnym wzrokiem, jakby obawiał się, że mu nie uwierzę. Zignorowałem to i dalej kontynuowałem rozmowę. 
- Rozumiem. A gdzie reszta brygady tak w ogóle?
Szlajają się gdzieś. Grzesiek wyrwał jakąś blondynę i poszedł z nią do kibla, a Krzyska widziałem ostatni raz jak palił zioło z jakimiś laskami. Możliwe, że gdzieś się zatacza po kontach- to powiedziawszy, chłopak zaśmiał się głośno.
- Co kurwa?!- krzyknąłem zrywając się na równe nogi.- Jak to, Krzysiek i zioło?! Tylko mi nie gadaj, że zostawiłeś go samego bez opieki!
- No... Wiesz... Ja go tylko widziałem i to wszystko...
Zajebiście!- po tych słowach, pobiegłem do domu. Zdołałam jeszcze usłyszeć pytanie Michała:
- Stary! Ale o co chodzi?- nie miałem zamiaru mu odpowiadać  Za bardzo martwiłem się o przyjaciela.