sobota, 20 lipca 2013

Rozdział 14.

Witam wszystkich :)


Chcialabym przeprosic was za moja dluga nieobecnosc. Niestety przez pewien czas nie mialam dostepu do internetu. Mam nadzieje, ze mi wybaczycie ;)
Kolejna rzecza, o  ktorej chcialabym wam powiedziec, jest to, ze wyladowalam w szpitalu. Mam do swojej dyspozycji jedynie laptop bez polskich znakow, wiec czytajac pare nastepnych rozdzialow bedziecie musieli poglowkowac aby poprawnie dane slowo przeczytac. Bardzo za to przepraszam i z gory dziekuje za wyrozumialosc :)

Jezeli mielibyscie jakies pytania, lub chcielibyscie dowiadowyc sie na bierzaco o nowych postach, macie tutaj nazwe mojego Twittera:  @AdamsTinyDancer

Milego czytania! :)


***

Mmm... Sobota. Jak ja kocham ten stan, gdy budze sie rano i wiem, ze nie musze sie zrywac gwaltownie z lozka aby nie spuznic sie przypadkiem do szkoly. Na szczescie powoli ten okres mojego zycia sie konczy. Jestem juz po maturze, wiec nie chodze do budy. Mam juz wakacje. Nareszcie! Teraz czekam tylko na odpowiedz z Politechniki, czy zostalem przyjety na moje wymarzone studia. Chce byc architektem. Uwielbiam rysowac. Ale wracajac do tego jakze blogiego poranka... Dzien postanowilem rozpoczac jak najlepiej. Pierwszym moim krokiem w te strone bylo nalozenie sluchawek na uczy i odplyniecie w rytm „Bad rain” Slash’a. Gdy piosenka sie skonczyla, usmiechnalem sie szeroko i delikatnie wyjalem z uczu sluchawki. Wyciagnalem sie. Powoli usiadlem na lozku, podpierajac sie od tylu rekoma aby nie pasc ani do przydu ani do tyly. Nie przewidzialem jednej rzeczy, mianoawicie tego, ze nie uchroni mnie to przed upadkiem na bok. Opadlem jak kloda na miekka poduszke. Wtulilem swoja niewyspana twarz w poszewke. Auc... Mojemu nosu wyraznie sie to nie spodobalo. Nagle zaczela mnie mocno bolec glowa. Zaczalem jeczec, majac nadzieje, ze to w czyms pomoze. Niestety, nie dalo to wiekszego efektu. Cuz... Zawsze tak sie u mnie koncza imprezy. Mimo iz nie pije, to i tak nad razem mam cos w rodzaju kaca. Moja glowa nigdy nie lubila siedzenia do puzna, wiec rano odplacala mi sie bulem nie do wytrzymania. Ja jednak mialem juz na nia swoje sposoby. Zerwalem sie zlozka dajac oczywiscie prawej nodze pierszenstwo. Przeszedlem przez swoj pokuj lapiac za bluze lezaca na krzesle i wyszedlem na korytaz. Nagle dobiegl mnie glos pana prowadzacego audycje w radio oznajmujac wszystkim, ze wlasnie minela trzynasta. „O matko! Jak puzno!” pomyslalem. Pocieszyla mnie jednak mysl, ze jestem juz prawie studenem, a on sie niczym nie przejmuje. No moze jedynie sesja i innymi bzdurami. Zbieglem szybko po schodach na dol, do kuchni. Nie chcialem sobie nawet wyobrazac jak okropnie wygladalem. Oklapniete wlosy, podkrazone oczy. Tak, na pewno to musial byc co najmniej komiczny widok. W tym przekonaniu utwierdzila mnie reakcja mamy na moj widok. Usmiechnela sie szeroko gdy wchodzilem do kuchni i mlasnela z zadowolenia.
- Cudnie wygladasz-zasmiala sie, prubujac objac mnie ramieniem na wysokosci moich barkow. Jak zwykle jej sie to nie udalo. Jednak te czterdziesci centymentrow roznicy miedzy nami robi swoje. Postanowilem przejac inicjtywe i to ja przytulilem ja mocno do swojej piersi, tak, ze pochwili usluszalem jej jeczenie.- Kubus, ja wiem, ze ty chcesz mnie sie jak najszybcie pozbyc, ale daj mi przynajmniej zjesc sniadanie przed smiercia- puscilem ja, pozwalajac jej sie ode mnie uwolnic, po czym zasmialem sie. Uzyty przez mame argument byl zabawny. Spojrzalem na nia. Stala przede mna niska, szczupla kobieta, okolo piecdziesiatki. Jej drobna twarz byla czerwona od mojego ucisku.
- No i co sie tak gapisz olbrzymie, hm?- spytala zaczepnie, kladac sobie rece na biodrach, robiac przy tym mine naburmuszonej pieciolatki.
- Nie, nic- powiedzialem, po czym ruszylem w strone szafki z lekami, aby zabic ten cholerny bol glowy.
Siegnalem po kartonowy prostakat, a raczej graniastoslup prawidlowy, prostokatny jakby to powiedzial moj nauczyciel on matematyki. Nie nawidzilem goscia. Wycisnalem delikatnie biala tabletke po czym wrzucilem ja sobie do gardla, aby ja polknac. Odchylilem gwaltownie glowe do tylu i juz po chwili czulem jak spywa mi ona w przelyku. Gdy bylo juz po wszystkim, poczulem na sobie wzrok mamy. Patrzyla na mnie z niezadowoleniem. Spojrzalem na nia pytajaco.
- Ile razy mowilam ci abys popijal tabletki?- wymruczala.
- Oj mamo... Przeciez lykam je tak od zawsze i jeszcze zyje.
- Jeszcze... A tak w ogole, to jak puzno wrociles, ze musisz je brac?
- Nie pamietam... Chyba okolo czwartej- odpowiedzialem wyjmujac mleko z lodowki.
- Mhm... A w ogole, to jak bylo?-  spytala z zaciekawieniem, gdy akurat robilem pierwszy lyk.
- Fajnie, lecz interesujaca byloby lepszym okresleniem- to powiedziawszy wytarlem usta rekawem. Mama widzac to, pokrecila z niesmakiem glowa.
- A co u Krzyska? – zadala kolejne pytanie. Tylko co mialem jej odpowiedziec, ze jest homoseksualista? Nie moglem, obiecalem.
- Raczej nic. Tylko znowu zapomnial zrobic sobie zastrzyk- slyszac to, mama posmutniala. Byl on dla niej jak drugi syn. Znamy sie z nim od prawie siedemnastu lat. Wiele razy nocowal u nas, jadl z nami obiad. On i jego rodzice byli dla nas jak rodzina.
- Ehh... Lena mowila, ze ostatnio, co raz czesciej mu sie to zdarza- mruknela smetnie.- Ale dales mu zastrzyk w pore, prawda- powiedziala, tym razem o wiele bardzoej energicznie.
- Oczywiscie- moja odpowiedzi wyraznie ja uspokoila bo odetchnela z ulga.- Mamo... Jest cos do zjedzenia?
- Tak. Kupilam te twoje ulubione platki- powiedziala mama wskazujac palcem jedna z szafek.
 Ucieszylem sie ogromnie i szybko po nie siegnalem. Wsypalem je do miski i zalalem mlekiem, po czym szybko zabralm sie za jedzenie ich. Po pierwszym kesie zamruczalem z radosci i przymruzylem oczy na znak, ze mi smakuje. Mama zasmiala sie i powiedziala:
- Ty to jednak jestes tanie dziecko do utrzymania- to powiedziawszy poczochrala mnie po mojej nie uczesanej fryzuze. Przytaknalem jej mruknieciem. zaraz po tym, przypomnialem sobie, ze mam numer do Lucy.
- Jest tutaj moj telefon?- spytalem, przezuwajac kolejny kes platek.
- Chyba zostawiles go na kredesie. Mhm! Jest!- powiedziala mama podajac mi go.
Szybko napisalem sms’a do Lucy. „Siema. Co tam?” wpisalem te standardowe pytanie. Nie chcialem pisac „piekna”, czy cos w tym stylu, bo wiedzialem, ze tego nie lubi.
Juz po chwili dostalem odpowiedz.
- Jaki kac pulsuje w glowie!
- Odbylas wczoraj ostry balet- odpisalem jej szybko, dobrze wiedzac w co sie ze mna bawi.
- Tylko, zadna panietka nie lezy obok mnie...- haha! To mnie rozwalilo! Nie spodziewalem sie takiej zmiany.
- No, no. Widze, ze polskiego rocka tez sluchasz- pochwalilem ja.
- Tylko tych dobrych zespolow. Ira jest jednym z nich- „w koncu ktos, kto ich slucha” ucieszylem sie i czytalem dalej.- A co u pana?
- Oj bez panow poprosze. Az tak stary to ja nie jestem! U mnie zamiast kaca, zmeczenie uderza do glowy.- zasmialem sie na mysl o mojej odpowiedzi.
- Z kim taki piszesz, ze jest ci tak wesolo-  zapytala mama.
- Z kolezanka- ucialem.
- Z Aneta?- pytala, nie dawajac za wygrana.
- Mowilem ci wiele razy, ze nie utrzymuje z nia kontaktu, wiec po co pytasz?
- Po prostu. Jednak nadal nie znam powodu, dlaczego nie jestescie juz razem. Ile to bylo? Dwa lata?- zastanawiala sie.
- Troche ponad.- nasza rozmowe przerwal dzwiek przychodzacego smsa. Byl on oczywiscie od Lucy.
- O tak? Ile ty masz dokladnie lat?- znow sie zasmialem. Zazwyczaj, wszyscy po samamym moim wygladzie trafiali w odpowiednia liczbe.
- Za miesiec bede mial dziewietnascie. A ty?- wlasnie! Ile ona mogla miec lat?
- Nie wygladasz. Ja mam szesnascie- cos takiego! Dobrze obstawialem.
- A wiec konczysz teraz pierwsza klase, tak?- glupie pytanie! Przeciez to oczywiste.
- Nie. Droga. Poszlam o rok wczesniej do szkoly.
- Rozumiem... Tak w ogole, to mialabys czas aby spotkac sie w tym tygodniu? Idziesz moze na te impreze na zakonczenie roku do Agnieszki?- glupie pytanie numer dwa. Ciekawe do ilu dobije.
- Tak. Niech zgadne, ty tez tam bedziesz?
- Oczywiscie. Moze bysmy sie jeszcze gdzies spotkali przed impreza?- Zaproponowalem.
Mialem nadzieje, ze bede mial okazje spotkac ja jak najszybciej, to tez z niecierpliwoscia czekalem na jej odpowiedz. Po chwili na ekranie mojego telefonu pojawila sie ikonka, oznajmujaca przyjscie nowej wiadomosci. Gwaltownym ruchem chwycilem komorke do reki, po czym otworzylem sms’a.
- Hmm... W sumie, to mam czas w srode, po lekcjach. A z reszta i tak zaraz sie spotykamy, wiec, co ci tak zalezy, hm?
Po przeczytaniu tego, trafilo do mnie, ze dziewczyna jest zadziorna. Lubie takie. Mlasnalem z satysfakcja, po czym wstalem, robiac ostatniego kryza kanapki. Szybko zasunalem za soba krzeslo i posprzatalem po posilku. Wartkim ruchem ruszylem ku schodom. Kierowalem sie w strone mojego pokoju, aby sie ubrac i ogarnac. Gdy bylem juz w sypialni, odpisalem dla Lucy.
- Zalezy mi, bo kazde spotkanie z Toba to czysta przyjemnosc. Tak wiec, moglbym wpasc po Ciebie po lekcjach w srode. Co Ty na to?
- No dobrze. Ucze sie w tym samym liceum co Aga, wiec sadze, ze trafisz bez problemu- po przeczytaniu tego, krzyknalem z radosci, szeroko sie usmiechajac.- Lekcje koncze o 14:00.
- Trafie bez problemu. Bede czekal na ciebie pod szkola - wystukalem nerwowo w telefon.
- Dobrze, czyli jestesmy umowieni. Do zobaczenia- odpowiedziala Lucy. Mialem nadzieje, ze nie robi tego tylko po to bym sie od niej odczepil.
- Do zobaczenia, piekna.
Nawet nie wyobrazacie sobie, jak sie w tedy cieszylem. Skakalem po pokoju jak male dziecko. W tedy naszla mnie mysl: czy ja sie zakochalem?... To chyba nie mozliwe. Przeciez Aneta zostawila po sobie zbyt duza rane na moim sercu. Lecz, czy to znaczy, ze nie moge pokochac kogos po raz kolejny? Najgorsze, ze wiaze sie z tym niesamowita odpowiedzialnosc. Chyba na prawde chcialbym zeby z mojej i Lucy znajomosci cos wyszlo. Aneta moze sie lizac z tym swoim chlopaczkiem; mnie to juz nie obchodzi. Teraz liczy sie tylko Lucy. A Co jezeli nadal bede podrywal inne i zostawie ja dla pierwszej lepszej? Nie! Koniec z pomiataniem dziewczynami. Musze miec Lucy, musze!
- Omowilem sie z Lucy na srode!- napisalem uradowany do Krzyska. Chyba jeszcze odsypial wczorajsza ipreze bo dlugo nie odpisywal.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz