Właścicielką głosu okazała się być smukła postać. Po zdjęciu z głowy kasku, byłem w stanie dokładnie ją zobaczyć. Moim oczom ukazała się niewysoka, zgrabna dziewczyna. Wyglądała na szesnaście lat. Miała długie, blond włosy. Twarz była jasna, o owalnym kształcie Na środku były umieszczone duże, błękitne oczy. Ich właścicielką była ubrana w wysokie glany. Na nogach miała czarne rurki. Wokół jej tali spływał płaszcz moro, mniej więcej do kolan. Pod nim kryla się bluzka z logo pierwszej płyty Guns N’ Roses.
Podziwiając nieznajomą, myślałem sobie ‘No stary, te pannę musisz mieć Chłopacy spalą się z zazdrości jak ją zobaczą Grzesiek będzie się na mia cały czas gapić bo to jego ulubiony typ urody. Dobrze, ze ty sobie czegoś takiego nie wyrobiłeś i bierzesz tylko te ładne Ona będzie najjaśniejsza z dotychczasowych twoich zdobyczy. Nie dość, że jest niezła to jeszcze słucha dobrej muzyki. No po prostu ideał!’. Z rozmyślań wyrwał mnie głos dziewczyny.
- Przepraszam za mojego psa. Nie zbyt przepada za wszelkiego typu maszynami – powiedziała delikatnie, po czym zawołała psa.- Ozzy, choć już! Zły pies.
- Nic się nie stało – nie mogłem wydusić z siebie nic więcej. Zszedłem z motoru i podszedłem do niej bliżej.
- Nie mniej, jeszcze raz przepraszam. Miłego dnia- odparła dziewczyna łapiąc psa na smycz.
Już miała odejść gdy wyrwało mi się z ust bezsensowne pytanie:
- Słyszałem ze wołasz go Ozzy. Czyżby odziedziczył te imię po Ozzy'm Osbornie - ‘ Chłopie! Przecież to oczywiste. Na pierwszy rzut oka widać, że ta dziewczyna słucha rocka!’ krzyczałem sam na siebie w myślach.
- Tak. Znasz go? – Spytała z zaciekawieniem.
- Jasne. To jeden z moich ulubionych wokalistów.
- O, fajnie. Tez go lubię- odpowiedziała miło dziewczyna.
- Kuba jestem tak w ogóle- przedstawiłem się jej, wyciągając rękę.
- Lucy- powiedziała, łapiąc mnie za dłoń i potrząsając nią.
- Bardzo ładne imię, zresztą tak jak i jego właścicielka powiedziałem zaglądając jej głęboko w oczy. Lucy, popatrzyła się na mnie z doza niepewności.
Nastała krepująca cisza. Postanowiłem, że muszę już zacząć moja technikę podrywu, bo potem może być już za późno. Kiedyś tak zrobiłem i znalazłem się w strefie przyjaźni. To było żenujące.
- Masz bardzo ładne oczy. Błyszcza jak gwiazdy zerwane z nieba, tyle, że o wiele piękniej- rzuciłem z przekonaniem.
- Dziękuję – odpowiedziała z jakaś dziwna niechęcią w glosie.
Pierwszy raz spotkałem się z taka reakcją. Zwykle po takim tekście dziewczyny się rozklejają i można powiedzieć, że są już moje. W tym przypadku było inaczej.
- Przepraszam, ale muszę już iść. Milo było cię poznać. Cześć- powiedziała Lucy. Odwróciła się i ruszyła przed siebie, ciągnąc za sobą psa.
Nie mogłem w to uwierzyć! Żadnej reakcji, nawet najmniejszego uśmiechu na jej twarzy. Doszło do mnie, że zdobycie jej będzie trudne. Ale co to dla mnie, Mistrza Podrywu?
Kiedy była już ze trzy metry ode mnie, krzyknąłem:
- Spotkamy się jeszcze?!
Lucy odwróciła się, zarzucając włosy do tylu. Piękny widok...
- Możliwe. Kto wie? – odpowiedziała bez jakiego kolwiek entuzjazmu.
- Podaj mi przynajmniej swój numer telefonu, lub nazwisko, żebym mógł się z tobą później skontaktować- powiedziałem zachęcająco.
- Jeżeli spotkamy się jeszcze kiedyś, to na pewno. Może w tedy to będzie przeznaczenie- to mnie zbiło z tropu. Takiej odpowiedzi się nie spodziewałem.
- Ale... Co jeśli widzimy się pierwszy i ostatni raz? – Spytałem, z zawodem w glosie. ‘Stary, ogarnij się! Ona nie może się pokapować, ze ci na niej zależy. Zależy ..? Co? Nie, nie zależy mi na niej! To ma być tylko kolejne trofeum. Tylko! ’ moje myśli mnie przeraziły.
- W tedy to będzie znaczyć, że te spotkanie było czystym przypadkiem. Przepraszam, ale na prawdę się spieszę- powiedziała głosem nieznoszącym sprzeciwu.- Cześć. Może, do zobaczenia!
Lucy odwróciła się lekko i ruszyła przed siebie. Przez dłuższa chwilę stałem w bez ruchu. Nie wiedziałem co mam robić. Pierwszy raz spławiła mnie dziewczyna i to jeszcze nie taka zwyczajna. Bylem zawiedziony. Nie mogłem dopuścić do siebie myśli, że najpewniej już nigdy jej nie spotkam.
Gdy wróciłem na ziemię, włożyłem kask i wsiadłem na motor. Szybko zawróciłem i ruszyłem z powrotem do domu.
Jechałem szybko. Ciągle myślałem o Lucy. O jej wyglądzie, glosie. Nie obchodził mnie otaczający mnie świat. To, że byłem wolny, że jest to moment w którym powinienem znaleźć się w stanie ‘ blogiem nieważkości’ nie miało teraz najmniejszego znaczenia.
Gdy przejechałem przez bramę podwórka, wiedziałem już, że coś własnie się we mnie zmienia, tylko jeszcze nie wiedziałem co.
Szybko odstawiłem motor do garażu. Wyjąłem kluczyki ze statyki, zdjąłem kask i pobiegłem do drzwi domu. Wpadłem do niego jak strzała.
- Jesteś już? Co tak szybko?- Dobiegł mnie nagle głos mamy.
Podeszła do mnie bo nic jej nie odpowiedziałem. Gdy podniosłem głowę po skończeniu rozsznurowywania butów, spytała:
- Coś się stało?
- Nie, nic. Niby co miałoby się stać? – Spytałem próbując nie wzbudzić w niej żadnych podejrzeń.
- Masz dziwnie, duże oczy – eh... Ona zawsze znajdzie jakiś niepasujący element.
- Zawsze mam duże – opowiedziałem i szybko pobiegłem schodami na górę.
- Kuba, jakby coś się działo, to powiedz! – mama krzyknęła z dołu.
- Jasne – rzuciłem bezmyślnie.
- Z resztą, ciasto się już upiekło. Może chcesz kawałek? – spytala zatroskanym głosem.
- Nie, dziękuje. Może później! – odpowiedziałem.
Wpadłem do pokoju z szybko bijącym sercem. Wskoczyłem na łózko. Nie wiedziałem co mam robić. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Próbowałem to sobie wytłumaczyć, że tak działa na mnie jazda motorem i te uczucie, które we mnie siedzi gdy nim kieruję.
Leżałem na łózko z dwie godziny. Z rozmyślań wyrwał mnie głos mamy.
- Kuba! Obiad! Zrobiłam twoje ulubione naleśniki – krzyczała mama z dołu.
- Już idę! - odparłem i powoli zwlokłem się z łózka. Znowu prawa noga miała pierwszeństwo.